wtorek, 16 kwietnia 2019

cos nowego znow

oglądam sobie tutaj na tych obrazkach
z sentymentem jakimś te ostatnie kilka lat
halucynogennych
wizyjnych
synchronicznych
pełnych cudów

przyzwyczaiłam się do tego stylu 
och tak się mocno przyzwyczaiłam
uczę się kontrolować ten proces cudów
albo tak mi się tylko wydaje ;)

posiadam nową wiedzę
teraz przychodzi znów czas
żeby wszystko co stare wykasować
zrobić miejsce na nowe oprogramowanie

robię taką listę
wypisałam wszystkie rzeczy które zaczęłam i nieskończyłam
dokładnie tak samo jak wtedy kiedy kilka lat temu kończyłam etap
nazbierało się trochę tych słomianych zapałów przez ten czas

teraz albo je zrobię i skreślę
albo powiem - to już nieważne - i skreślę
bardzo chcę ten proces wykonać
wykonywać skreślać
oczyszczać

tak tak
mam z tym czyszczeniem coś
sprzątaniem
zostawianiem miejsc w stanie takim jakie były albo lepszym
najlepiej lepszym!

krowa co dużo mleka daje mało gada
i ja się konkretyzuję
zagęszczam
ulekkawiam
przeciwieństwo czarnej dziury

biała dziura pełna rzeczy

czwartek, 1 marca 2018

wakacje z demonami

w bardzo magicznym miejscu szukałam odpoczynku i samotności. tam zapraszałam moje demony na herbatkę, żeby się z nimi lepiej poznać, zakumplować, żebym ja się ich już nie bała, a one mnie nie straszyły

czyli

po trzech latach powróciłam na plażę, od której zaczęła się moja pełna przygód tułaczko-odyseja

wakacje się już skończyły, ale podróż się nie kończy. zmieniam kurs i cisnę na nową przygodę :)

nie będę pisać o tych zmianach.. one się same zamanifestują już tuż tuż, manifestują się już

a tymczasem: wakacyjne foto-story





[żyję we śnie?]


[szum i błyszczenie oceanu]


[widok z mojej pierwszej mini jaskinki i smok który pilnuje spiżarni w torbie]


[biblioteko-księgarnia na plaży, zbierająca donacje na koty. jak wybrałam sobie książkę, to w trójkę przybiegły sprawdzić czy na pewno im coś rzuciłam]


[sklepik z bananami i bransoletkami przy ścieżce]


[akcja sprzątanie świata, w końcu jest porządek na kamienistej plaży :)]


[urokliwa mini wioseczka składająca się z kilku białych domów i tawerny nad brzegiem oceanu i patronująca wszystkiemu maryjka ze smutną srebrną twarzą]



[tutaj moje drugie miejsce spania i odosobnienia, w dużej dolince w której miałam chyba tylko jednego sąsiada. w tej jaskinii w ścianach było mnóstwo wielkich i małych obsydianów. to piękny, czarny błyszczący kamień, który powstaje po zastygnięciu magmy. ależ miałam tam sny! niesamowite. obsydian, jak podają ezo źródła, "wspiera w szoku, traumie, uczuciu strachu, pomaga dotrzeć do wypartych do podświadomości uczuć i myśli, wzmacnia nieuświadomione talenty, wzmacnia zdolność postrzegania świata, logiczne myślenie, wytrwałość, wytrzymałość, jasność myślenia, spokój wewnętrzny i cierpliwość". jakby ktoś chciał, to wzięłam kilka sztuk na prezenty.]


[mój domek]


[tutaj widok z domku. tam nad ruinkami oczywiście malowniczo mi zachodziło słońce, a kolory bywały takie, że można byłoby z dobrego zdjęcia zrobić super puzzle]


[a tutaj widok z oddali na domek]


[i z jeszcze większej oddali]


[wulkan! jak pojechaliśmy wyżej to było nawet zjeżdżanie po śniegu na butelkach. i piękny koncert didje na zachód słońca, który odbijały góry naokoło i dźwięk wirował wkoło nas]


[kolczasty owoc o słodkim smaku cytrynowo-ogórkowym]


[zaczarowany prom. za chwilę przyjdzie akordeonista i zacznie grać ludowe tańce na zachód słońca]


[napis na murze szkoły: wszyscy jedziemy na tym samym wózku]


[napis obok: parking tylko dla nauczycieli]


[i jak zachorowałam i nie wiedziałam co ze sobą dalej zrobić, to pojawił się anioł-przewodnik, który codzień zapisywał sobie na lodówce rzeczy za które jest wdzięczny]


[osiedle: zabij grubaskę, ulica agonalna]


[zachód słońca 10 tysięcy km bliżej nieba]

poniedziałek, 13 listopada 2017

jesień na północy czyli misja: miasto

level: Oslo 

jak zwykle, nie napisałam tego wszystkiego wtedy, kiedy się pojawiało w mojej głowie i teraz te słowa już są jakie przebrzmiałe, nie na czasie, nieaktualne.. więc będzie obrazowo znów, co tu strzępić klawiaturę. ja w ogóle teraz ograniczam słowa, mało rozmawiam, chyba że o tym ile trzeba obrać marchewek, i hello how are you? a najchętniej to zamiast tego pytam po prostu: are you good? bo raczej ludzie odpowiadają krócej i pozytywniej

pozdrawiam was z przyszłości, bo to Oslo to jest rzeczywiście jakiś mega futuryzm, trudno mi to opisać, bo po dwóch miesiącach się już przyzwyczaiłam. życie tu wygląda trochę jak gra; dla przykładu taka wizja: jak sie nazbiera plastikowych butelek i wrzuci do maszyny w sklepie, to ona za każdą butelkę dziekuje takim dźwiękiem pieniążkowym. jak to robię, to czuję się jak pikselowy mario bro uderzający głową w ten klocek ze znakiem zapytania, a zaraz potem maszyna wypluwa papierek, którym można zapłacić za jedzenie w tym markecie. jeśli chodzi o jedzenie to warto wiedzieć że warzywniaki wyrzucaja masę świeżych warzyw i owoców, ja w sumie dopiero niedawno zaczęłam kupować rzeczy, a tak to żywiłam się pysznymi warzywkami prosto ze skipów, och, i w końcu nauczyłam się ładnie recyklingu, miałam doskonalych mistrzow, dziękuję! straszne jest marnowanie jedzenia, najpierw produkujemy, polewamy, pakujemy w folię i jak tylko banan zaczyna mieć kilka brązowych plamek, to ląduje w koszu..

tutaj napisałam przed chwilą jeszcze więcej, ale coś się skopało, a słowa ułożyły się w bezsensowna papkę w kolejności alfabetycznej.. napisałam o wielkim dobrobycie, pełni dostatku w jakiej się tu żyje, o oddawaniu za darmo pianin i trampolin na stronie z ogłoszeniami, o wszechobecnych bilecikach zamiast kolejek, kosmicznych gadżetach w sklepach, o bombardowaniu reklamami, migających ekranach na każdym kroku, i też o takim mocnym odczłowieczeniu w relacjach międzyludzkich, o w smartfonach siedzeniu nawet podczas kolacji, ej, wiem że tak na całym świecie jest ale tu jest mocniej niż gdziekolwiek widziałam.. FUUUTURYZM. ale właśnie, tak dziś widzę, że coś te słowa mi nie idą, no to co, tak tak, to przejdźmy do obrazków.

patrzę na te obrazki i widzę jakąś różnicę jakościową w stosunku do zdjęć z innych okresów mojej podróży.. myślę sobie tak, to moje teraz to rzeczywiście jest mocna zmiana dla mnie, wiecie, jestem bardzo szczęśliwa że to robię, uczę sie nowej rzeczy, mega pokornie zbieram dinero i nowe cechy charakteru, no i to jeszcze w taki super sposób ogarniam ten hajs (gotuje zupy na etacie) (ETAT! księżniczka na etacie!), ale rzeczywiście, jakby pracowanie w zimnym, dużym, technologicznie zaawansowanym mieście to nie jest to lubię robić najbardziej ;) może po prostu wcześniej miałam za dobrze ;) choć wiadomka, odnajduję wiele prostych radości codziennosci. i generalnie jest dostatek, więc nie ma na co narzekać. czasem pójdę sobie nad morze, a może niedługo na morzu zamieszkam, fingers crossed :) widzę świat w kolorach, inaczej nie chcę, jak zwykle, ale jakbyście mieli trzy sekundy to proszę o jakas dobrą myśl dla dzikusa w wielkim mieście.

big love dla wszystkich, co odważnie idą swoją ścieżką i się nie boją, patrzę na was i uczę się od was, dziękuję wam za codzienną inspirację.

WIDZĘ WAS

<3





moja najlepsza łazienka ever












 nie wiem ale czuje ze to banksy

 a taki mis mi pilnuje pod klatka







na szerokie wody mnie wez