wtorek, 3 grudnia 2013

3P: podróże przygody porządki

Mam ogromną przyjemność z odkładania przedmiotów na swoje miejsce. Nigdy przedtem tego nie miałam. Najfajniejsza część, to ta, która zaczyna ten proces uporządkowanego życia: wymyślanie gdzie dany przedmiot powinien przynależeć, w jakim miejscu znalezienie go będzie oczywiste. Więc trzeba przez chwile pomyśleć o istocie przedmiotu. Czy ma być bardziej pod ręką, czy może lepiej z gromadą przedmiotów o podobnych właściwościach? Kiedy wybór zostanie podjęty potem jest już tylko konsekwencja w dokonanym wyborze - i ona też mnie tak bardzo raduje.

Okazuje się, że bycie nie-bałaganiarzem to jest dokładnie to samo, co pakowanie bagażu na tripa autostopowego, gdzie przez kilka tygodni trzeba żyć we własnym plecaku. Jak już się wybierze potrzebne rzeczy o trzeba znaleźć im właściwe miejsce. W ten sposób można nie wypakowywać się przez tydzień i ciągle wszystko znajdować.

Takie życie w plecaku wymaga analizy przestrzeni danej skrytki i nawet nazwania jej - oficjalnie przy współtripowiczach, by wiedzieli, że jak chcą coś znaleźć w tej dużej kieszonki z góry plecaka od zewnątrz, to można na nią krócej powiedzieć "kieszonka na klapie", a jak powiem "kieszonka na plecach" to chodzi o tę długą wąską przegródkę na długość całego plecaka, która znajduje się wewnątrz bagażu. I jak wprowadzimy te nazwy to oszczędzamy w ten sposób gadaniny, żeby komuś wytłumaczyć, gdzie są schowane widelce. To jest wprowadzanie systemu - "zaawansowane pakowanie bagażu" mam już ukończone, z certyfikatem, teraz chodzę na "podstawy porządku w przestrzeni mieszkalnej". Dopiero zaczynam, więc nie jestem w stanie o tym zbyt dużo powiedzieć.

Życie w plecaku i podróżowanie autostopem już mnie nie cieszy prawie w ogóle. Tzn. cieszyło mnie kiedyś najbardziej na świecie, ale po 9 latach jeżdżenia przeżyłam wystarczająca ilość przygód z różnych kategorii zdarzeń: zdarzenia radosne, smutne, straszne, ekscytujące, niespodziewane, nielegalne a mimo to niezbyt głupie, zdarzenia ekstremalnie głupie, a także te zdarzenia piękne, te pokazujące harmonię świata, jego sprawiedliwość, bądź te wymagające walki i starań o różne rzeczy. I ten cały bagaż jest tak wielki, że już chyba nie chce go w ten sam sposób wypełniać, bo najprawdopodobniej wszystko już było. Przynajmniej z kategorii "autostop i szalone młodzieńcze podróże", a są jeszcze inne kategorie życiowe, w których zdarzyło się zdecydowanie mniej i teraz jest czas na to, by te zaległości nadrobić. Nie żebym mówiła, że przeżyłam wszystko, ale w zasadzie poznałam całą różnorodność takich podróży i chciałabym teraz próbować robić inne rzeczy w moim życiu.

Chcę pozbyć się wszystkich zbędnych przedmiotów z mojego życia, bo w zasadzie ich nie potrzebuje. Wielu z nich nie używam. Wielu z nich używam raz na bardzo rzadki czas. Nie ma co trzymać sentymentów, nie chce żeby mi rzeczy przypominały o historiach z życia. Pamiętam trochę historii z mojego życia, a jak będę chciała sobie przypomnieć resztę, to obejrzę fotki, albo pogadam z przyjaciółmi, z którymi coś przeżyłam. Zauważam, że powoli wyrzucam z głowy wspomnienia. i dobre i złe. zostają tylko te takie kamienie milowe, co mnie ukształtowały. to jest takie dziwne "tu i teraz". W każdym bądź razie, jak już nie będzie tych gratów różnych, zawalidróg wszelakich, to będę mogła skupić się życiu, a nie na dbaniu o sprawy materialne, czy sentymenty. Kapitanie, obieram kurs w stronę minimalizmu przedmiotowego i maxymalizmu duchowego. To będzie dopiero niesamowita podróż i niepowtarzalna przygoda. Czy tak?