wtorek, 29 września 2015

bajka o marchewce

BAJKA O MARCHEWCE

Nie tak dawno temu, kiedy do uprawy roślin nie używano sztucznych nawozów ani pestycydów, głęboko w ziemi żyła pewna marchewka. Było jej całkiem wygodnie, gdyż z każdej strony otoczona była przyjemną w dotyku ziemią. Niestety, nasza marchewka nie miała żadnego towarzystwa i czuła się bardzo samotna. Tak samotna jak te pojedyncze, zagubione skarpetki... Było jej smutniej i smutniej każdego dnia. Zupełnie zapomniała, że przecież jest jej tak wygodnie, a co więcej, że jest bardzo zdrowa i pełna witamin. A do tego wszystkiego nie widziała też nigdy swojego pięknego, ciepłopomarańczowego koloru, przypominającego cegły z nieotynkowanych, przedwojennych domów. Nie widziała go, bo niestety nie miała oczu – no i nawet gdyby je posiadała, to nie miała ani głowy ani szyi, żeby na siebie spojrzeć.. I tak sobie nasza piękność przeżywała swoją samotność w milczeniu.

Aż pewnego dnia usłyszała różne dziwne dźwięki – stukanie, gadanie, buczenie i warczenie.. Trochę się przestraszyła, bo za chwilę poczuła też ruch ziemi a jej korzonki zaczęły mieć więcej miejsca. Zaraz potem wszystko dookoła niej zaczęło się trząść, dźwięki były coraz i coraz to głośniejsze i nagle – HYC ! - ni stąd ni zowąd wystrzeliła w powietrze. I upadła na ziemię. - Ile miejsca! Jak jasno! Ile, och och, wszystkiego! - marchewka obserwowała i analizowała nową sytuację. Obserwacja trwała w sumie bardzo długo i właściwie przez długi czas nic zupełnie się nie zmieniało. Cokolwiek sprawiło, że wydostała się spod ziemi, chyba zapomniało o niej... Zrobiło jej się znowu smutno i samotnie.

Gdy tak leżała i z rozczuleniem myślała sama o sobie, usłyszała że zbliża się do niej ktoś na czterech pazurkowatych łapkach. Ten ktoś zatrzymał się nad nią, obwąchał dokładnie, i wilgotnym nosem trącił ją dość mocno w bok, tak że pokaturlała się po ziemi. -ŁIIII! Ale frajda! Haha – zaśmiała się, gdy poczuła małe ząbki gilgoczące ją po brzuszku. - Ja latam! Hura hura!

Sprawczynią całej tej zabawy była mama lisica, która pomyślała, że marchewka będzie wspaniałą zabawką dla jej dwóch małych synków, Mi i Ku, i w pyszczku przenosiła ją do swojej norki na polu. Szczęśliwie dla marchewki, a mniej szczęśliwie dla myszy i innych zwierzątek polnych, lisy są mięchatarianami, więc gdy ją zobaczyli u siebie w domu, zupełnie nie pomyśleli o tym, by ją zjeść. Byli bardzo wdzięczni mamie za to, że przyniosła im nową towarzyszkę – bowiem nie potraktowali marchewki jak pierwszy lepszy kamień do zabawy. Małe lisy, tak samo jak, na przykład, małe ludzkie dzieci, widzą i rozumieją świat trochę inaczej niż dorosłe lisy. Nie ogranicza ich wiedza i doświadczenie, są bardziej wrażliwe na świat. Może możemy powiedzieć po prostu, że widzą więcej. Może właśnie dlatego tak bardzo ucieszyli się z towarzystwa marchewki – widzieli w niej więcej, niż tylko warzywo. Oczywiście, na początku najbardziej zafascynowani byli tym, że ma ten sam kolor co ich piękne rude kitki, a mimo to wcale nie jest tak puszysta. Ciągle myśleli, że trzeba ją rozczesać.. Marchewka śmiała się z tego prawie na głos! Co dzień miała z małymi liskami radości co niemiara - bardzo lubiła różne zabawy, np. zabawę w turlanie, albo w „upadnij-przynieś”. Właściwie to podczas tych zabaw nie musiała nic specjalnego robić! Nasza marchewka w końcu poczuła się bezwarunkowo zaakceptowana i doceniona. Dzięki temu zaczęła się czuć swobodniej, jakby była bardziej sobą. Zaczęła przypominać sobie historie, które usłyszała od mamy ziemi, gdy jeszcze mieszkała głęboko w niej. Marchewka porozumiewała się z Mi i Ku bez słów, tak samo jak z mamą ziemią, i tak właśnie opowiedziała im wszystko, co wiedziała o świecie – opowiedziała im o drzewach, które powoli i majestatycznie pną się do nieba, czasem nawet całymi lasami; o kwiatach, których pyłek jest sensem życia dla pszczół, które z kolei pomagają zapylać różne rośliny, a także produkują miód – wspaniałe lekarstwo na wiele problemów. Opowiadała im też wiele innych historii, a wszystkie one były o tym, jak rzeczy na świecie jest połączone magicznym kręgiem życia, którego rozerwać nie może nic, nawet różne wynalazki intensywnie rozwijającego się gatunku ludzkiego. Mi i Ku kochali słuchać opowieści marchewki, a z każdą z nich czuli, że kochają świat mocniej i mocniej i nie mogli się już doczekać, aż jeszcze trochę urosną i sami będą mogli wyruszyć w nieznane i zobaczyć te fascynujące rzeczy na własne oczy.

Mi, Ku i marchewka spędzali razem całe dnie. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Trwało to bardzo długo – gdyż kiedyś każda marchewka mogła żyć aż kilka miesięcy nim zaczynała się psuć. Jednak i nasza ruda przyjaciółka pewnego dnia zaczęła tracić turgor – oto i ona została dotknięta przez czas. Stawała się coraz słabsza i bardziej wiotka. Na początku jeszcze bawiło ją odbijanie się od wszystkiego jak kauczukowa piłeczka, z biegiem czasu jednak miała coraz mniej siły na zabawy z chłopcami. Nie była smutna – przepełniona była wdzięcznością dla uniwersum, że mogła poznać tak wspaniałe, radosne, mądre i uważne liski, które dały jej tak dużo uwagi, nauczyły ją cieszyć się życiem i jeszcze chciały słuchać jej opowieści.. Cieszyła się, że mogła obserwować, jak każdego dnia rosną i zmieniają się z małych, nieporadnych lisków w silne, młode lisy. Cieszyła się też, że mogła pojawić się w ich życiach i sprawiać im radość swoją obecnością. Jednocześnie czuła, że ona sama potrzebuje teraz coraz więcej odpoczynku. Po prostu potrzebowała więcej czasu dla siebie. Poprosiła więc chłopców, by dowiedzieli się, gdzie jest najbliższy kompost i zanieśli ją tam. Kompost, wytłumaczyła im, to takie miejsce, w którym zbierają się różne resztki organiczne i w swoim własnym towarzystwie spędzają tak dużo czasu, aż nie zmienią się w nawóz, sprawiający, że gleba jest bardziej pulchna i przewiewna, a to z kolei pozwala warzywom i owocom lepiej w niej rosnąć. Chłopcy wzięli marchewkę i razem z ich mamą poszli do kompostownika koło najbliższego gospodarstwa, wytulili marchewkę za wszystkie czasy, i grzecznie położyli ją koło obierków po cebuli i resztek barszczu. Na pożegnanie wszyscy odśpiewali jej piękną, pożegnalną pieśń lisów. Ech, nie poznasz jej, póki jakąś zaprzyjaźniona lisia rodzinka nie będzie się chciała z Tobą pożegnać, ale naprawdę jest wzruszająca. A potem spokojnie poszli w swoją stronę, tj. do kurnika w gospodarstwie, aby wziąć składniki na jutrzejszy obiad i wiedli dalej swoje fascynujące, lisie życie.

Marchewka zaś powolutku, pomiędzy cebulą, buraczkami, koperkiem i innymi odpadkami, zaczęła się rozkładać. Nie gadali ze sobą zbyt wiele. Każdy był zajęty powolnym oddychaniem. Wdech. Wydech. Wdech. . Wydech. . Było ciasno i z biegiem czasu coraz cieplej, aż w końcu przestała się czuć tylko sobą i zaczęła czuć się wszystkim. I w ten sposób życie marchewki zatoczyło krąg. Mama natura dbała bowiem o równowagę i sprawiedliwość na świecie. No i oczywiście, jak to mamy, które zawsze próbują wszystko ulepszyć, matka natura gdy tylko mogła starała się sprawić, by każde kolejne stworzenie zostawiło po sobie więcej dobra, niż ono samo na świecie zastało.

[Dzięki temu właśnie otacza nas taki piękny świat a i my sami możemy przydać mu jeszcze więcej dobra.]

KONIEC

czwartek, 17 września 2015

olato 2015 - wakacyjne fotostory




mam milion słów

w zanadrzu












































TBC