wtorek, 24 lutego 2015

o tym jak chciałam, nie mogłam i nie zrobiłam #windofchange

ja - ola jaką jestem zazwyczaj - ma trochę pstro we łbie i robi rzeczy bez przemyślenia. jeździ po świecie z nieznajomymi, chodzi na boso, je z podłogi. może to jest dziwne pstro, ale jednak pstro. (każdy ma takie pstro na jakie sobie zasłużył). ja bym mogła to zrobić tam jechać, olać moje niewygodności i zrobić coś dla świata, dla innych osób, siebie rozdać w prezencie, przecież jest mnie tak dużo! i przecież lubię być się rozdawać dla ludzi. ale jeśli tak zrobię, to nikt mnie nie powstrzyma - nie zawróci - nikt nie powie - oleńko, stój i pomyśl chwilę co robisz (no, a jeśli powie, to zostanie spacyfikowany, bo takie uparte rozdawanie siebie jest jak wojna, a na wojnie kto nie jest z nami..) - nie zostanę eskortowana pod żadną dyktaturą do żadnej kliniki duszy i ciała. sama sobie muszę zapewnić taką eskortę, jednoosobową paradę bez chorągwi, powiedzieć wszystko to sama i zająć się sobą - z takim oddaniem, jakbym zajmowała się kimś innym. już gobie gotuję, już sobie dbam o czystość - dla siebie, bo okazało się, że chcę. już się pilnuję przed cukrem i głupotami. idę teraz sprzątać sprawy w archiwum, a potem akcje pomysły i działać nowe szalone dobre.



chęci:

czasem chciałabym, żeby na moim balkonie wylądował książe na koniu z kosmosu i mnie uratował - i właśnie wtedy postanawiam uratować się sama. sama sobie księżniczką, księciem, dworem i koniami w karocy!

w zeszłym tygodniu pierwszy raz poczułam, że chciałabym już czasem być też aleksandrą.

chcę zmniejszać ilość wojen na świecie - eliminując te moje.



i love świat jak zwykle, dziś kocham mnie i mojość bardziej, po to żeby jutro tę miłość rozprysnąć, jeszcze lepiej niż dotąd


ciao!